środa, 9 marca 2011

;)

Dopiero dziś zauważyłam i tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, że osoba, z którą to myślałam mam wiele wspólnych tematów i z którą mogę zawsze i wszędzie o wielu sprawach pogadać całkowicie rzecze, tak naprawdę ma mnie szeroko i głęboko, i nie zależy jej na moim dobrze i szczęściu, jak to się zarzekała... eh, life is brutal, wiem, ale miałam choć niewielką nadzieję, że jej słowa są szczere i nie bez pokrycia... ja wiem, że każdy ma swoje sprawy, problemy, ale miałam nadzieję na trochę uwagi, zrozumienia, poświecenia mi chwili.. zabolało, oj zabolało.. nie sądziłam, że się tym przejmę, a jednak..
0 wsparcia w kimkolwiek.. chłopak.. eh, tu ciężka kwestia.., przyjaciółka.. jakby to ująć? Null.., rodzina.. y, no tak, to ja może się nie wypowiem, bo w rodzinie też wsparcia nie mam, i nigdy nie miałam, tak na dobrą sprawę.. a chciałabym, naprawdę bym chciała.. bo komu możesz zaufać tak jak matce, albo komuś innemu z rodziny? No właśnie, co się okazuje, to nie możesz ufać ani matce, żadnej innej bliższej osobie.. przykre, ale nie potrafię zaufać już nikomu, nie potrafię.. zbyt bardzo się boję, że ktoś mnie złamie, złamie psychicznie, zrani tak, że zamknę się w sobie jeszcze bardziej, niż zamknęłam się już do tej pory.. o ile to w ogóle możliwe... to boli, ale cóż..
Eh, coraz częściej mam ochotę zniknąć, odciąć się od świata, odizolować się od wszystkiego, wszystkich swoich spraw, całego swojego życia, wszystkiego.. jestem zmęczona, po prostu jestem zmęczona, męczy mnie to wszystko, dobija rzeczywistość.. kiedyś brat mi powiedział, że jestem jak bohater romantyczny, tzn. odczuwam ból istnienia.. tak, to jedna z cech bohatera romantycznego.. i prawdę mówiąc miał rację, odczuwam.. czuję, że nie radzę sobie ze zwykłą codziennością, że to każda sprawa dla mnie, to mur, którego nie zdołam przeskoczyć.. że po prostu któregoś pięknego dnia się wykończę, i nic ze mnie nie zostanie.. jedynie wrak człowieka, nie człowiek.. jego strzępy..
Tak na dobrą sprawę.. nawet nie potrafię pomóc pewnej osobie, na której mi zależy jak na nikim innym.. chciałam, próbowałam.. ale nie dość że ów osoba nie ułatwiała mi zadani, broniąc się rękami i nogami jak to się mówi, to jeszcze na dodatek z mojej winy nie potrafię.. nie umiem już pomóc, ani bardzo bliskim mi osobom, ani tym dalszym.. obwiniam się za to, tak, obwiniam, i nie potrafię już sama nic naprawić.. brakuje mi sił, nie mam mocy, najzwyczajniej w świecie nie mam mocy.. brakuje mi motywacji, napędu do życia, chęci do działania.. jestem bezradna, nie potrafię wykrzesać z siebie choćby odrobiny entuzjazmu..
Czy ta pozorna radość na co dzień od pewnego czasu jest rzeczywiście pozorem, jest udawana? Nie wiem, nie wiem.... myślę, że jest nie tyle pozorem, co próbą zmian, zmian na lepsze, próbą oderwania od dotychczasowego życia i przejścia do tego nowego, lepszego rozdziału życia... ale widocznie jak na chwilę obecną jest on nieosiągalny dla mnie.. być może trzeba czasu, nie wiem...
Dziś jestem jakaś nieobecna.. nie rozumiem co się ze mną dzieje, nie rozumiem tego kompletnie.. być może właśnie mam dość słaby dzień, i to spowodowało, że wybuchłam..załamały mi się ręce, nogi opadły z sił, i wybuchnęłam płaczem jak małe, bezbronne dziecko.. po części tak też się czuję.. jak mały, nic nie znaczący, słaby człowieczek.. eh..
Nie wiem co bym tu mogła jeszcze dopisać, jeżeli najdzie mnie 'wena', to dopiszę.

czwartek, 3 marca 2011

début

No więc, no więc, no więc... taaaaak, tak właśnie zaczyna się zdania, wiem ;)
Jak już można było zauważyć, postanowiłam założyć bloga. W jakim celu? Hmm.. z racji tego, iż photobloga, tak jak i inne tego typu strony, zaczyna oblegać coraz większa liczba dzieciarni, która mnie delikatnie mówiąc denerwuje, to co gorsza - notki czytać, bądź komentować zaczyna garstka pseudo-przyjaciół.. no cóż.. dlatego też założyłam bloga, którego nie wiadomo czy zobaczy choć jedna osoba która mnie zna, co jest bardzo prawdopodobne.

Temat który zamierzałam poruszyć już wczoraj nie zostanie nadal poruszony, z tego względu, że nie mam tymczasowo ani sił, ani ochoty na tego typu zwierzenia :)
To by było na tyle mojego pierwszego posta, i rozpoczęcia mojej pseudofilozoficznej gadaniny. :)


innymi słowy..
au revoir